poniedziałek, 18 czerwca 2018

Rozdział 3

Brak komentarzy:
      Patrzyłam się z niedowierzaniem na Adele. Nie rozumiałam, o czym ona do mnie mówiła. Jaki zapach..? Skąd ona mogła go w ogóle u mnie czuć? To nie były jakieś perfumy, którymi rano się spryskałam, tylko zapach zwierzęcia! W dodatku sprzed dwóch tygodni, a codziennie się myłam.
- O czym ty mówisz? – zapytałam, mając nadzieję, że jakoś logicznie wyjaśni mi swoją poprzednią wypowiedź. Westchnęła ciężko i spojrzała się na mnie ze smutkiem w oczach, który jeszcze bardziej pogorszył moje samopoczucie.
- Nie jestem w stanie ci sama tego wszystkiego wytłumaczyć. Mogę ci tylko na razie powiedzieć, że nic już nie będzie tak, jak było do tej pory. Zmieniasz się i sama nie przeżyjesz. Potrzebujesz pomocy, kochana… Część z nas też to tak przechodziła, chociaż jest to stanowcza mniejszość – wyjaśniła tak, że nadal nic z tego nie rozumiałam. Widziała moje zagubienie, bo położyła dłoń na moim zdrowym ramieniu. – Wszystko niedługo zrozumiesz, ale musisz zachować spokój. Powinnaś najpierw nas wysłuchać, a dopiero później oceniać naszą prawdomówność, dobrze? To nie będzie łatwe, jednak… w pewnym momencie zrozumiesz.
- Adele! – syknęłam, bardziej się denerwując. Nic konkretnego nie mówiła, a ja coraz mniej rozumiałam. Denerwowało mnie to. Chciałam zrozumieć sytuację, w której się znalazłam, a dziewczyna mi tego w żaden sposób nie ułatwiała. Jedynie przestraszyła śmiercią. W co ja się wpakowałam, że groziła mi śmierć? – O co w tym wszystkim chodzi?
- Wysiądźmy – powiedziała, wstając, a ja zrobiłam to samo. Wyszła na przystanek, który znajdował się na samym końcu miasta. – Chodź za mną, Jack i ja ci wszystko wyjaśnimy.
      Jaki Jack? Słyszałam parę razy, że opiekuje się nią jej starszy kuzyn i tylko z nim kojarzyło mi się to imię. Jednak po co mnie do niego zabierała? Czyżby tylko tak mogła mi udzielić potrzebnych wyjaśnień? Nie wiedziałam, ale czułam się coraz gorzej, i to nie tylko fizycznie. Wszystko mnie jeszcze bardziej zaczęło przytłaczać. Tak jakbym nie mogła złapać oddechu… Miałam wrażenie, że dowiem się czegoś strasznego, ale to tylko odczucie, prawda?
      Szłam za Adele, która cały czas patrzyła kątem oka, czy za nią podążam. Nie miałam, jak teraz uciec, a zresztą chciałam się dowiedzieć prawdy. Minęłyśmy w pewnym momencie tablicę, która informowała o końcu miasta i weszłyśmy na leśną drogę. Nie szłyśmy daleko, bo zaraz z pomiędzy drzew wyłoniły się trzy średniej wielkości domy. Wyglądały dosyć podobnie – brązowe, z małym gankiem od strony drogi i drewnianymi zdobieniami. Już z naszej pozycji było widać, że od strony lasu miały duże ogrody. Zauważyłam, że jedno z okien na piętrze pierwszego domu zostało gwałtownie zasłonięte, a zaraz z tego budynku wybiegł młodszy brat dziewczyny. Widocznie dziś nie poszedł do szkoły.
- Dlaczego zawsze spotykam cię w autobusie, jeśli mieszkasz z drugiej strony miasta? – zapytałam się cicho, a ona uśmiechnęła się lekko. Jej brat stanął zdziwiony przy furtce i czekał, aż do niego podejdziemy. Był jakby jej młodszym męskim sobowtórem, tyle że dużo wyższy i bardziej umięśniony.
- Jak wychodzimy na nasz przystanek to autobus musi najpierw jechać na drugi koniec miasta, do pierwszego przystanku. Dopiero później jedzie w stronę szkoły – pokiwałam powoli głową i uciszyłam się, widząc niezbyt przyjazne spojrzenie jej brata. – Nick, Jack jest w domu?
- Tak… Przyprowadziłaś obcą do nas? – powiedział nad wyraz opanowanym głosem. Z tego, co kojarzyłam, to on był przeciwieństwem Adele i wszędzie go było pełno – na pewno nie siedział w cieniu.
- Ugryzła ją – mruknęła ze zbolałą miną, a Nick spojrzał się na mnie badawczo i jakby ze współczuciem. Kiwnął na nas głową i się odwrócił, idąc w stronę środkowego budynku. Otworzył drzwi wejściowe, które także były przyozdobione elementami z drewna. Wydawały się dużo potężniejsze niż te przy budynku, z którego wyszedł chłopak.
      Weszliśmy do obszernego holu, w którym na środku stała mała ława, przyozdobiona wazonem z kwiatami oraz świeczkami. Na jasnych ścianach były powieszone obrazy przedstawiające las oraz sceny z polowań. Naprzeciwko wejścia, z metr za stolikiem, znajdowały się drewniane schody na górę oraz obok nich drzwi, pewnie prowadzące do piwnicy. Nick nie zatrzymywał się, tylko poszedł dalej i skręcił w prawo, prosto do salonu. Tutaj, po lewo znajdował się kominek, nad którym znajdował się ogromny obraz przedstawiający pędzące przez las wilki. Zaraz obok stały fotele i kanapa ustawione wokół ławy. Na ścianie po prawo było ogromne okno, lekko przysłonięte, przez bordowe ciężkie zasłony.
- Adele, Nick… Nie uprzedzaliście, że przyprowadzicie znajomą – usłyszałam za sobą i odwróciłam się gwałtownie. Spojrzałam na mężczyznę, koło czterdziestki, który patrzył się z ogromnym spokojem na nas. Miał lekki zarost i gęste, ciemne włosy w lekkim nieładzie i trochę przydługie. Jego opanowane brązowe oczy wyglądały tak, jakby mogły przejrzeć duszę każdego człowieka. Był wysoki, około metra dziewięćdziesięciu oraz bardzo muskularny. Nie chciałabym mieć w nim wroga. Sprawiał wrażenie bardzo dobrego stratega, który zawsze ma przemyślane każde działanie, jakie podejmuje.
- Jack, to jest Emily… Ona potrzebuje naszej pomocy – powiedziała Adele, zbliżając się do mężczyzny o krok. – Została ugryziona przez tamtą wilczycę. Sama nie da rady przejść tego wszystkiego.
- Czuję, Adele – mruknął i spojrzał mi się prosto w oczy. Po kręgosłupie przeszły mi dreszcze. Miałam ochotę uciekać z tamtego miejsca jak najszybciej. Przerażało mnie poczucie bezpieczeństwa, jakie tam odczuwałam oraz to, że wszyscy się zachowywali, jakby znali jakiś ogromny sekret, który dotyczył mnie. – Usiądźmy, a wszystko ci wyjaśnię, Emily. Tylko musisz wysłuchać nas do końca, a dopiero potem podejmować decyzję o tym, co dalej.
      Pokiwałam głową i dałam się zaprowadzić na jeden z foteli. Usiadłam, czując przyjemny zapach starości – uwielbiałam takie miejsca, gdzie historia aż wołała, żeby się nią zainteresować. Jednak teraz nie byłam w stanie się na niej skupić. Za bardzo byłam zdezorientowana tym, co się wokół mnie działo.
- Ostatnio mieliśmy problemy z nieproszonym gościem, którego niestety spotkałaś. Nie powinno w ogóle do tego dojść, by cię ugryzła – mówił to nad wyraz spokojnie, a dla mnie to były dosyć bolesne wspomnienia. W końcu jakieś dzikie zwierzę zaatakowało moją osobę, gdy spacerowałam z psem. – Czy wiesz czym było to zwierzę? Adele ci powiedziała? – zaprzeczyłam ruchem głowy. Nie chciałam mu przerywać. Chciałam się jak najszybciej wszystkiego dowiedzieć. – Od czasu ugryzienia nie możesz spać, na początku, około tygodnia męczyła cię gorączka, a rana, mimo że się bardzo szybko zrosła, zostawił po sobie ślad. Masz szarą cerę oraz ogromne sińce pod oczami, które są wynikiem trucizny i braku snu. Problemy z równowagą i zawroty głowy. Twój organizm odrzuca chemię – chociażby kosmetyki, które nie chcą pozostać na twojej skórze. To normalne, ponieważ przygotowujesz się do pierwszej przemiany. Zostaniesz jedną z nas.
- Nadal nic z tego nie rozumiem… - chciałam jeszcze coś dopowiedzieć, że nie rozumiałam co to była ta cała przemiana, ale uciszył mnie podniesieniem ręki. Nick i Adele patrzyli się na mnie ze współczuciem. Oni na pewno już wiedzieli, o co chodziło.
- Zostaniesz jedną z nas, czyli zmiennokształtną. Będziesz w stanie przyjmować postać wilka. Likantropia, inaczej wilkołactwo. Pewnie to określenie jest ci najbliższe – parsknęłam śmiechem, słysząc te bzdury. Najgorsze chyba było to, że ci ludzie w to wierzyli. Likantropia już dawno została uznana za chorobę. Chciałam wstać, ale nie pozwoliła mi na to Adele, przytrzymując mnie na fotelu.
- Spójrz i uwierz – powiedziała spokojnie, wyciągając dłoń. Otworzyłam usta ze zdziwienia, patrząc jak jej palce zaczynają się wyginać pod dziwnym kątem, a paznokcie wydłużają się, tworząc grube pazury. Kciuk zaczął odchodzić do tyłu, zmniejszając się, a ja dodatkowo usłyszałam trzask łamanej kości. – Przepraszam już nie mogę.
      Spojrzałam się na jej twarz, w momencie, gdzie długie kły zaczęły się z powrotem zmniejszać, a cała dzikość zaczynała zanikać. Oparłam się o fotel, uciekając jak najdalej w ten sposób od dziewczyny. Nie mogłam zrozumieć tego, co się właśnie stało.
- To właśnie jest zmiennokształtność, a ty stajesz się jedną z nas, Emily.

|4|

piątek, 1 czerwca 2018

Zwiastun "Ślad" & "Upadła Anielica"

Brak komentarzy:

     Chciałabym byście zobaczyli zwiastun, który przygotowałam specjalnie do tego opowiadania. Mam nadzieję, że się Wam podoba i zachęci Was do dalszego czytania. Pod spodem znajdziecie zwiastun do "Upadłem Anielicy", która w pokrętny sposób będzie się łączyć z tą historią. 


czwartek, 31 maja 2018

Rozdział 2

Brak komentarzy:
      Od spotkania oko w oko z wilkiem minęły już dwa tygodnie. Dwa tygodnie udręki, bo z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Na szczęście moi rodzice uznali, że nie śpię po nocach, bo mam złamane serce przez jakiegoś chłopaka. Takie tłumaczenie było dużo prostsze, zwłaszcza, że wariowali, gdy miałam przeziębienie. Mama w takich momentach najchętniej zawiozła mnie do wszystkich lekarz w okolicy po kolei. A co by zrobili, gdyby usłyszeli, że zostałam ugryziona przez dzikie zwierzę? Prawdopodobnie by się załamali, a tego chciałabym uniknąć.
      Zarzuciłam plecak na ramię i spojrzałam się w lustro. Poprawiłam swoje jasne włosy, aby chociaż trochę ukryć szarość mojej skóry. Musiałam to przyznać – wyglądałam po prostu źle od czasów wypadku. Oczy miałam podkrążone, co nadawało mi upiornego wyglądu. Próbowałam to zatuszować makijażem, jednak nie byłam w stanie. Tak, jakby moja skóra już nie przyjmowała na siebie kosmetyków, co mnie zdziwiło. Zazwyczaj po nieprzespanych nocach, nigdy nie miałam problemów, by ukryć swoje zmęczenie. Ten problem musiałam zejść na drugi plan. Najważniejsze było to, by nie ćwiczyć na wychowaniu fizycznym. Ślad po ugryzieniu pozostał, chociaż nadzwyczajnie szybko się goił. Zabandażowałam go, jednak chciałam, by to pozostało w tajemnicy. Nawet przed Jess.
      Zeszłam powoli schodami, łapiąc się nagle balustrady. Silny zawrót głowy prawie spowodował to, że bym się przewróciła. Odetchnęłam głęboko, czując pulsowanie w ranie. Musiałam zacisnąć zęby i iść dalej. Nie mogłam dać po sobie poznać, że coś było nie tak z moim zdrowiem. Wszystko powinno mi przejść w odpowiednim czasie, a jednak czułam się coraz gorzej. Może teraz jest apogeum złego samopoczucia? Poczekam jeszcze tydzień zanim przyznam się komukolwiek, co się stało. Gdybym już wtedy wiedziała…
      Uśmiechnęłam się do mamy delikatnie i wyszłam na dwór. Zmrużyłam oczy przez nagły błysk światła słonecznego. Całe dwa tygodnie siedziałam w półmroku, ponieważ mojemu złemu samopoczuciu nie sprzyjały ostre promienie słoneczne.
- Zapowiada się kolejny, cudowny dzień… - mruknęłam bez przekonania, zaczynając iść w stronę przystanku autobusowego. Przynajmniej tę jedną rzecz miałam zawsze pod nosem. Nasz dom mieścił się lekko na obrzeżach miasta, zaraz przy lesie, który dzielił Bridge Town od autostrady. Sama nazwa naszej miejscowości była już w sobie sarkastyczna, ponieważ w naszym mieście znajdował się jeden nieużywany od lat most. Już wiele lat temu ta mała rzeczka, wokół której wybudowano mieścinę, zmieniła się w malutki strumyczek. Jednak sentyment po niej pozostał i tak oto mieszkałam wraz z rodzicami w mieście mostów. Chociaż nawet nie wiem, czy można to miejsce nazwać miastem czy raczej miasteczkiem, bo znajdowało się tutaj dziesięć tysięcy pięciuset trzech mieszkańców. Czemu musiałam jeździć autobusem do szkoły? Jak wcześniej wspomniałam – mieszkałam na obrzeżach miasta, a szkoła znajdowała się dokładnie po drugiej stronie Bridge Town. Oczywiście mogłabym chodzić na piechotę, ale zajęłoby mi to około godziny, a mimo wszystko wolałam się wyspać i pojechać zatłoczonym autobusem z innymi ludźmi.
- Cześć, Adele – powiedziałam, dosiadając się do znajomej dziewczyny. Uśmiechnęła się i na mnie spojrzała, ale nic nie odpowiedziała. Jedynie zmarszczyła brwi, jakby zaczęła się nad czymś intensywnie zastanawiać. Dodatkowo zauważyłam, jak śmiesznie zaczęła poruszać nosem, na co się szeroko uśmiechnęłam. Wyglądała zabawnie, naśladując jakiegoś futerkowego roślinożercę, przykładowo królika.
- Witaj, Emily – odezwała się w końcu, ale widziałam, że cały czas się nad czymś intensywnie zastanawiała. Oparłam się o siedzenie i syknęłam cicho, czując ukłucie w ramieniu. Rana dawała o sobie znać, co mnie coraz bardziej irytowało… i męczyło. – Jak tam? Nie widziałam cię od dłuższego czasu. Coś się stało?
Jej pytanie nie brzmiało tak jak powinno. Odebrałam je raczej jakby dziewczyna wiedziała już, że nie wszystko było w porządku. Uśmiech zszedł mi lekko z twarzy, ale starałam się ze wszystkich sił zachować pozory dobrego humoru.
- Jasne, wszystko w jak najlepszym porządku. Po prostu musiałam się pozbierać po nieszczęśliwej miłości – odparłam spokojnie, a ona powoli pokiwała głową, przygryzając przy tym wargę. Adele z pewnością nigdy nie miała takich problemów – wyglądała jak modelka prosto z najnowszego wybiegu. Szczupła, wysoka, w odpowiednich miejscach zaokrąglona i do tego śliczna. Miała wyraźne kości policzkowe, żadnych skaz na skórze, takich jak na przykład ja posiadałam, oraz zielone oczy oprawione gęstymi, ciemnymi rzęsami. Jej spojrzenie, jeśli chciała, aż kipiało naturalnym seksapilem. Długie kasztanowe włosy, zazwyczaj spinała w wysokiego kucyka, który na słońcu połyskiwał pięknym miedzianym odcieniem. W jej przypadku nie rozumiałam tylko jednego – uległości i wiecznego trzymania się na uboczu. Gdyby tylko wykazała chęć zdobycia sławy w szkole, zyskałaby ją w ciągu jednego dnia.
- No dobra… Boli cię ręka? Uderzyłaś kogoś? – zbladłam, widząc spostrzegawczości Adele. Skąd ona mogła wiedzieć, że coś było nie tak z moim ramieniem? – Cały czas trzymasz dłoń na swoim barku i go masujesz. To dziwne.
- Aaaa… To nic takiego. Po prostu się przewróciłam – nie byłam dobrą osobą do opowiadania kłamstw. Nigdy tego nie lubiłam, ale także nie umiałam tego robić. Przynajmniej tak zawsze mi się wydawało. – A co u ciebie?
- Wszystko dobrze, chociaż pojawił się nieproszony gość i już widzę skutki jego krótkiej obecności tutaj. Słyszałaś o tym wilku, co ostatnio grasował w okolicy? Podobno był wściekły – zauważyłam dziwny błysk w jej oczach, gdy mówiła o tym potworze. Jednak nie poświęciłam temu zbyt dużo uwagi, słysząc o chorobie zwierzęcia. Nie widziałam, by toczyła mu się piana z ust… - Przejedziesz się ze mną dalej? Chciałabym z tobą porozmawiać
- Adele, nie wiem, o co ci chodziło z tym wilkiem, ani dlaczego miałybyśmy się urwać ze szkoły – parsknęłam, kompletnie jej nie rozumiejąc. Może widziała, jak tamto zwierzę mnie ugryzło? To było niemożliwe, biorąc pod uwagę, że nikt mi wtedy nie pomógł, a wilk na pewno wyczułby zagrożenie lub inną ofiarę. Rozejrzałam się wokół, ale zauważyłam, że duża część osób już wysiadała, bo to był nasz przystanek.
       Chciałam wstać, ale silne szarpnięcie za rękę mi to uniemożliwiło. Spojrzałam się na trzymającą mnie dłoń a dopiero po chwili z powrotem na Adele, która patrzyła się smutno. Pokręciła głową i westchnęła cicho.
- Nie możesz wysiąść i nie dalej żyć w niewiedzy, po tym, jak tamta wilczyca cię ugryzła. Musimy porozmawiać – czułam się zagubiona, po jej słowach. Musiała widzieć tamtą sytuację, a nie pomogła mi. Dodatkowo cały czas trzymała moją rękę z taką siłą, której się po niej nie spodziewałam. – Wyjaśnimy ci wszystko, ale musisz ze mną pojechać. To nie jest daleko, raptem dwa przystanki. Pojedziemy do David’a, a on podejmie decyzję, co dalej zrobimy. Zwłaszcza, że jest taka pora a nie inna i zostało mało czasu.
- Skąd ty wiesz, że tamto zwierzę mnie ugryzło? Widziałaś to? Jak mogłaś mi w ogóle nie pomóc? – syknęłam wściekle, jednak jej spojrzenie mówiło mi, bym się uspokoiła. Nie chciałam tego. Chciałam tylko znać prawdę.
- Gdybym to widziała, to nie męczyłabyś się z tymi wszystkimi boleściami sama w domu. Pomoglibyśmy w tym trudnym okresie. Szkoda, że nikt z nas nie pomyślał o ofiarach tego demona… - westchnęła po raz kolejny i mnie puściła, ale i tak to mi nic nie dało. Już byłyśmy z powrotem zamknięte w autobusie i jechałyśmy dalej. – Ta sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Wilczyca nie powinna cię ugryźć, ale zostawiła jak na razie swój zapach na tobie. Stąd wiem, że cię ugryzła. Czuję ją, Emily. Niedługo ty też będziesz potrafiła wyczuwać takie rzeczy, ale wtedy zmienisz zapach. Stajesz się po prostu jedną z nas i bez pomocy umrzesz. A tego, pewnie wolałabyś uniknąć, prawda? 

|3|

sobota, 2 grudnia 2017

Rozdział 1

Brak komentarzy:
    Przeciągnęłam się z ziewnięciem. Popołudniowa drzemka zawsze dobrze człowiekowi robi. Wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę kuchni, w której znajdowała się moja mama i coś gotowała. Pewnie jakiś obiad dla naszej trójki.
- Co robisz? - zapytałam się, ziewając. Machnęła ręką, abym się uciszyła. Widocznie liczyła, ponieważ od zawsze miała problem z gotowaniem, a nikomu nie pozwalała się w to zaangażować. Czasami można było zauważyć takie dziwne nawyki u niej. Na przykład nie potrafiła się normalnie podrapać po policzku i wykręcała rękę tak, że pocierala go zewnętrzną stronią dłoni. Ja robiłam tak samo, co kilka osób mi wypomniało i się z tego śmiało. Jednak nic nie potrafiłam na to poradzić. Tak już po prostu miałam i to mnie wyróżniało w tłumie.
- Prawie mi się udało, ale jak zwykle ktoś musiał napisać tak dziwnie przepis, że to cholerstwo jednak nie wyszło! - warknęła wściekle, patrząc wprost do dużej, srebrnej miski, która stała na blacie. Uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na ściągnięte brwi mojej mamy, która wręcz warczała na blogerkę, która podała przepis na ciasto. Zawsze tak robiła. Nigdy nie czytała dokładnie, a później miała pretensje do autorów. 
- Pomóc ci? - mruknęłam, niepewna jej reakcji. Ona spojrzała się na mnie groźnie, a potem nagle zrobiła zaskoczoną minę. Wbiła wzrok w zegar i rzuciła wszystko nagle na blat, po czym wybiegła z pokoju, potrącając mnie przez przypadek ramieniem. Nie wiedziałam, gdzie się tak śpieszy, ale inna rzecz powinna mnie teraz zainteresować. Trzeba posprzątać kuchnię i naszykować sobie jakiś normalne jedzenie, którym się nie otruję.
     Zrobiłam sobie kanapki i usiadłam przy wyspie kuchennej. Miałam ogromną nadzieję, że przeżyję jutrzejszy dzień bez żadnych przeszkód. Dwa sprawdziany oraz możliwa kartkówka na biologii. Westchnęłam cicho i poprawiłam swoje jasne włosy, aby nie wpadały mi do talerza. Miały bardzo unikatowy kolor - były bardzo jasne z ciemniejszymi pasemkami blondu. Jessica, moja najlepsza przyjaciółka, mówiła mi, że przez to będę miała kłopoty. Każdy chłopak będzie za mną wodził wzrokiem tylko ze względu na wygląd, a nie na charakter. Nie pomyliła się, niestety, bo każdy, który się do mnie zbliżył, uważał, że dam się zaprowadzić gdzieś w ustronne miejsce na chwilę przyjemności. Niedoczekanie ich!
     Teraz została ostatnia klasa liceum i pójdę na wymarzone studia - przynajmniej miałam taką nadzieję, że się dostanę. Właśnie dzisiaj szłam do Jess, abyśmy razem mogły napisać podania na uczelnie. Miałyśmy podobne zainteresowania, więc może być tak, że uda się na pójść na ten sam kierunek. Tak, architektura bardzo do nas przemiawiała i wręcz wołała, abyśmy ją studiowały.
    Spakowałam torbę i zarzuciłam ją na ramię. Spojrzałam jeszcze przed wyjściem w lustro, które stało w korytarzu na parterze, gdzie zakładałam buty. Blond słowy opadały falami na moje ramiona, a zimne, niebieskie oczy były otoczone ciemnymi, długimi rzęsami. Na skroniach można było zauważyć blizny, których strasznie się wstydziłam - zostały po mojej walce z trądzikiem, którą na samym końcu myślałam, że przegram. Jednak dałam radę i teraz nie zostało po tym nic innego niż te paskudne ślady. Po za tym niespecjalnie się wyróżniałam figurą. Byłam średniego wzrostu, bo raptem metr sześćdziesiąt cztery. Nie miałam też sylwetki modelki, bo nawet na biodrach można było zauważyć trochę za duże krągłości. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ dobrze czułam się w moim ciele. Nie chciałam stosować żadnej drakońskiej diety, przez którą byłabym pewnie wiecznie głodna, zmęczona i, co najważniejsze, nieszczęśliwa.
     Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę w telefonie. Nigdy nie lubiłam chodzić w ciszy, bo miałam wrażenie, że wyglądam wtedy co najmniej dziwnie. Nie przepadałam za byciem w centrum uwagi, więc słuchając piosenek zatracałam się w tym, aby przenieść się do innego świata. Nawet nie wiedziałam jakiego, bo po prostu się wyłączałam. Takim sposobem, nawet nie zauważyłam, kiedy doszłam do domu mojej najlepszej przyjaciółki. Otworzyłam furtkę, nie zwracając uwagi na tabliczkę ostrzegającą przed groźnym psem. Ares sprawiał wrażenie niebezpiecznego, ale ten duży wilczur był bardzo sympatyczny.
-  Emily, jak dobrze, że już jesteś! - krzyknęła Jess, zbiegając po drobnych stopniach na chodnik przed jej domem. Szatynka złapała mnie w objęcia i uściskała, jakbyśmy się nie widziały co najmniej rok, a nie trzy godziny. - Idziemy na górę, u mnie nikogo nie ma.
     Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Jessica, według mnie, była dużo ładniejsza ode mnie. Brązowe włosy siegały jej do pasa, a jej czekoladowe oczy zawsze pokazywały z jaką marzycielką miał ktoś do czynienia. Do tego nie chowała się tak jak ja, tylko co roku startowała na przewodniczącą klasy i, jak nietrudno się domyślić, wygrywała wybory za każdym razem. Chłopaki ją uwielbiali, ale ona nie zwracała na nich większej uwagi. Mówiła mi kiedyś, że nie wie, czy jeszcze nie spotkała takiego, który zwróciłby jej uwagę, czy może jest lesbijką.
- Zdecydowałaś się, na które uczelnie składasz papiery? - zapytała się, gdy usiadła na swoim łóżku, a ja na krześle przy biurku. Wzruszyłam ramionami, chociaż miałam parę propozycji. Chciałam jednak najpierw jej wysłuchać i zobaczyć, czy się pokrywały. - Ja myślałam nad Nowym Jorkiem... Nie jest bardzo daleko, ani bardzo blisko, wręcz idealnie. Do tego jest tam świetna uczelnia, na którą mogłybyśmy składać papiery.
- Tak, też myślałam nad nią - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Nie kłamałam, bo miałam podobne myśli do Jess. Idealna odległość od rodzinnego domu. Nie za daleko i nie za blisko. - Ja jeszcze pomyślałam o Stamford... A zresztą, możemy złożyć papiery tam, gdzie tylko chcemy!
- Dokładnie! - zaśmiała się Jess, po czym wstała i z szuflady w komodzie wyciągnęła ulotki uniwersytetów. Podała mi trzy z nich. - Myślę, że te są najlepsze! Nowy Jork, Stamford i Baltimore. Tam chyba będzie najrozsądniej - nie pomyliłam się. Znowu z Jess zgadzałyśmy się, co do wyboru szkół. Miałam podobne preferencje, ale teraz jak jeszcze ona to powiedziała, to już nie wątpiłam. To będą najlepsze szkoły, do których złożymy papiery.
     Wypisywanie podań zajęło nam dobre trzy godziny. Nawet się nie obejrzałyśmy, a na dworzu było już ponuro, a ja miałam kawałek do domu, więc musiałam się zbierać. Przeciągnęłam się jeszcze na krześle, pomrukując. Szatynka zaśmiała się cicho pod nosem.
- Mruczysz jak kot - parsknęła, odkładając długopisy na miejsce i zaklejając koperty. Wziełam wszystkie, gdy tylko skończyła, bo mijałam skrzynkę pocztową po drodze do domu i mogłam je na spokojnie wysłać.
- Bywa i tak - spojrzałam się na zegarek i westchnęłam ciężko. Już było po dziesiątej. - Dobra, ja się zbieram, nie chcę, aby rodzice się martwili. 

~*~*~*~

     Następny dzień minął bardzo szybko. Jednak nauczyciele nie zrobili takich trudnych sprawdzianów jakie zapowiedzieli. Cały nastepny tydzień także tak minął... Nawet nie wiedziałam kiedy, a już przyszedł koniec roku i egzaminy końcowe. No trudno, nie będę tęskniła za moją klasą, nie miałam zbytnio dobrych wspomnień związanych z tymi ludźmi. Chciałam to jak najszybciej wszystko zakonczyć i pójść do szkoły, gdzie znajdę nowych znajomych i będzi wszystko wspaniałe. Przynajmniej taką miałam nadzieję. 
     Zapięłam mojego ukochanego psa na smycz. Nasz owczarek nie był tak duży jak Azor u Jess, jednak wyzwalał we mnie jeszcze większe uczucie miłości. Pogłaskałam Nellie za uchem, a ona wesoło pomerdała ogonem. Uśmiechnęłam się. Gdyby nie wyszło mi z architekturą to chyba poszłabym na weterynarię. Tak, to również byłaby dobra decyzja w moim przypadku. Kochałam zwierzęta od zawsze. 
- Idę z Nellie! - krzyknęłam i nie czekałam na odpowiedź. Otworzyłam drzwi i skierowałam się w stronę małego lasku, który był na końcu mojej ulicy. Zawsze tam chodziłam z moim zwierzakiem. Odpinałam ją ze smyczy, a ona zadowolona biegała wokół drzew. Była bardzo posłuszna, bo zawsze, gdy ją zawołałam, wracała natychmiast.  
      Teraz także nic się nie zmieniło, chociaż miałam wrażenie, że było ciszej niż zwykle. Jednak nie zwróciłam na to uwagi, bo przyroda rządziła się swoimi prawami. Jeśli chciała, to mogło być ciszej. Schyliłam się, by odpiąć smycz Nellie. Gdy to zrobiłam, została ze mną ruszając nerwowo uszami. Zaśmiałam się cicho pod nosem i podrapałam ją na łbie. Zaskomlała i pobiegła przed siebie, zostawiając mnie samą.
- Nellie! - krzyknęłam i zaczęłam biec za nią. Dopiero po chwili usłyszałam trzask gałęzi za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam ogromne ślepia, w których była czysta furia. Ogromny wilk szedł w moim kierunku, gdy ja stanęłam jak sparaliżowana. Mój oddech przyśpieszył, gdy patrzyłam w te brązowe wściekłe oczy. Zwierzę odsłoniło kły, warcząc na mnie. Ten dźwięk poczułam aż w swojej klatce piersiowej. Głęboki, niski i jeszcze bardziej niebezpieczny. Dopiero to mną wystarczająco wstrząsnęło. Odwróciłam się szybko i zaczęłam uciekać w stronę drogi.  Jedynie tam ktoś mógł mi pomóc, bo sama byłam spisana na klęskę.
     Biegłam, a to zwierzę mnie goniło. Czułam jego odbijające się łapy od podłoża, gdy coraz bardziej się do mnie zbliżał. Skręciłam gwałtownie za drzewem, wpadając w jeszcze większą gęstwinę. Zasłoniłam twarz rękoma, czując ostre gałęzie na swojej twarzy, gdy mnie drapały. Równie dobrze słyszałam wściekłe warczenie za sobą. Próbowałam jeszcze bardziej przyśpieszyć, ale nie dawałam już rady. Miałam wrażenie, że moje siły i tak już dawno zostały zużyte, a teraz biagłam tylko dzięki adrenalinie.
- Pomocy! - krzyknęłam i nagle poczułam ostry ból w plecach. Przeróciłam się na brzuch i od razu zaczęłam się czołgać przed siebie. Jednak ogromne łapy na moich barkach mi tego nie ułatwiły. - Pomocy...
    Poczułam mokrą ślinę, która spłynęła z pyska wilka wprost na moją twarz. Skrzywiłam się, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Nagle mokra paszcza znalazła się jeszcze bliżej obok mojego karku. Poczułam ogromny ból w ramieniu, gdy ostre kły się zatopiły w moim ciele. Wrzasnęłam i próbowałam się wyrwać, ale nie dałam rady. Ogromne cielsko opierało się na mnie całym swoim ciężarem. Nawet ne wiem, kiedy zemdlałam z bólu.
     Ocknęłam się. Syknęłam próbując się podnieść z ziemi, jednak nie dałam rady. Spojrzałam za siebie, spodziewając się ogromnego wilka. Nic za mną nie stało, ani przede mną. Oparłam się na zdrowej ręce i wstałam na chwiejnych nogach. Pomyślałabym, że nic nie miało miejsca, gdyby nie poszarpane ubranie oraz krew spływająca po mojej ręce. Było ciemno, więc prawdopodobnie nie spędziłam tutaj dużo czasu. jednak to wystarczyło, bym bała się gdziekolwiek pójść w tym małym lasku.
     Nie wiedziałam, jak wróciłam do domu. Po drodze znalazłam smycz Nellie, a ją zobaczyłam siedzącą pod drzwiami mojego domu. Sapnęłam, trzymając się płotu i wchodząc na posesję. Suczka podbiegła do mnie, głośno skomląc. Pogłaskałam ją za uchem i weszłam do domu. Zauważyłam, że wszystkie światła były pogaszone, co znaczyło, że rodzice już wyszli do pracy. Dzisiaj obydwoje mieli nocną zmianę.
     Zachowałam się jak cyborg. Poszłam do łazienki i wziełam gorący prysznic, sycząc, gdy woda dotknęła moich ran. Gdy wytarłam się do sucha, poprzyklejałam potrzebne plastry i opatrzyłam sobie bark. Zasłoniłam okna i położyłam się do łóżka, nie zwracając uwagi na skowyczącą Nellie, która siedziała w wejściu do pokoju i patrzyła się na mnie. Zamknęłam oczy i gwałtownie usiadłam. Musiałam sprawdzić czy ten wilk nie siedzi koło mojego okna. Musiałam.
     Wstałam szybko, nie zwracając na ogromny ból pleców i barku. Wyjrzałam na zewnątrz, ale nic nie zauważyłam. Byłam sama, a może nawet niekoniecznie. Wraz ze zmartwionym psem towarzyszył mi mały księżyc, który czekał, aby pokazać się niedługo w całości. Wpatrywałam się w niego, jakby miał mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego zwierzę mnie zaatakowało. Parsknęłam, gdy zdałam sobie sprawę o czym myślałam. Z powrotem położyłam się do łóżka i tym razem usnęłam.

sobota, 28 stycznia 2017

Prolog

Brak komentarzy:
    Życie czasami nas zaskakuje. Idziemy rutynowo na spacer. Przechodzimy tą trasą, co zawsze. A jednego dnia może się zmienić wszystko. W jednej minucie. Tak stało się w moim przypadku. Szłam z psem, ale nagle coś zaczęło nas gonić. A gdy ofiara zaczyna uciekać, drapieżnik goni. Zawsze jest tak w przyrodzie.
    Ja byłam gazelą, a ona lwicą. Stałam spokojnie. Ona się skradała. Ja uciekałam, ona goniła. W różnych takich opowiadaniach jest to mężczyzna, w którym ofiara się zakochuje po jakimś czasie z wzajemnością. A mnie goniła kobieta. Samica samicę.
    Nie ma sprawiedliwości na tej ziemi. Dla niektórych byłby to dar, a dla mnie jest to przekleństwo. Uciekłam z domu, gdy odkryłam, co się ze mną stało. Słyszałam, co ludzie mówili. "Taka spokojna, pewnie ktoś ją porwał" albo "w końcu wyszło, jaka z niej cicha woda była". Nie zamierzałam czegoś takiego zrobić, a byłam zmuszona. Kocham swoją rodzinę. A to... coś mi ją zabrało.

|1|

"Ślad"

Brak komentarzy:


Normalna nastolatka z normalnymi problemami. Nic jej nie wyróżnia. Pewnej nocy wychodzi z psem na spacer i to na zawsze pozostanie w jej pamięci. Jak zdradliwy ślad. Znika. Nie ma jej. I gdzie sie podziała siedemnastoletnia Emily?