Patrzyłam się z
niedowierzaniem na Adele. Nie rozumiałam, o czym ona do mnie mówiła.
Jaki zapach..? Skąd ona mogła go w ogóle u mnie czuć? To nie były jakieś
perfumy, którymi rano się spryskałam, tylko zapach zwierzęcia! W
dodatku sprzed dwóch tygodni, a codziennie się myłam.
-
O czym ty mówisz? – zapytałam, mając nadzieję, że jakoś logicznie
wyjaśni mi swoją poprzednią wypowiedź. Westchnęła ciężko i spojrzała się
na mnie ze smutkiem w oczach, który jeszcze bardziej pogorszył moje
samopoczucie.
- Nie jestem w stanie ci sama
tego wszystkiego wytłumaczyć. Mogę ci tylko na razie powiedzieć, że nic
już nie będzie tak, jak było do tej pory. Zmieniasz się i sama nie
przeżyjesz. Potrzebujesz pomocy, kochana… Część z nas też to tak
przechodziła, chociaż jest to stanowcza mniejszość – wyjaśniła tak, że
nadal nic z tego nie rozumiałam. Widziała moje zagubienie, bo położyła
dłoń na moim zdrowym ramieniu. – Wszystko niedługo zrozumiesz, ale
musisz zachować spokój. Powinnaś najpierw nas wysłuchać, a dopiero
później oceniać naszą prawdomówność, dobrze? To nie będzie łatwe,
jednak… w pewnym momencie zrozumiesz.
- Adele! –
syknęłam, bardziej się denerwując. Nic konkretnego nie mówiła, a ja
coraz mniej rozumiałam. Denerwowało mnie to. Chciałam zrozumieć
sytuację, w której się znalazłam, a dziewczyna mi tego w żaden sposób
nie ułatwiała. Jedynie przestraszyła śmiercią. W co ja się wpakowałam,
że groziła mi śmierć? – O co w tym wszystkim chodzi?
-
Wysiądźmy – powiedziała, wstając, a ja zrobiłam to samo. Wyszła na
przystanek, który znajdował się na samym końcu miasta. – Chodź za mną,
Jack i ja ci wszystko wyjaśnimy.
Jaki
Jack? Słyszałam parę razy, że opiekuje się nią jej starszy kuzyn i tylko
z nim kojarzyło mi się to imię. Jednak po co mnie do niego zabierała?
Czyżby tylko tak mogła mi udzielić potrzebnych wyjaśnień? Nie
wiedziałam, ale czułam się coraz gorzej, i to nie tylko fizycznie.
Wszystko mnie jeszcze bardziej zaczęło przytłaczać. Tak jakbym nie mogła
złapać oddechu… Miałam wrażenie, że dowiem się czegoś strasznego, ale
to tylko odczucie, prawda?
Szłam za Adele,
która cały czas patrzyła kątem oka, czy za nią podążam. Nie miałam, jak
teraz uciec, a zresztą chciałam się dowiedzieć prawdy. Minęłyśmy w
pewnym momencie tablicę, która informowała o końcu miasta i weszłyśmy na
leśną drogę. Nie szłyśmy daleko, bo zaraz z pomiędzy drzew wyłoniły się
trzy średniej wielkości domy. Wyglądały dosyć podobnie – brązowe, z
małym gankiem od strony drogi i drewnianymi zdobieniami. Już z naszej
pozycji było widać, że od strony lasu miały duże ogrody. Zauważyłam, że
jedno z okien na piętrze pierwszego domu zostało gwałtownie zasłonięte, a
zaraz z tego budynku wybiegł młodszy brat dziewczyny. Widocznie dziś
nie poszedł do szkoły.
- Dlaczego zawsze
spotykam cię w autobusie, jeśli mieszkasz z drugiej strony miasta? –
zapytałam się cicho, a ona uśmiechnęła się lekko. Jej brat stanął
zdziwiony przy furtce i czekał, aż do niego podejdziemy. Był jakby jej
młodszym męskim sobowtórem, tyle że dużo wyższy i bardziej umięśniony.
-
Jak wychodzimy na nasz przystanek to autobus musi najpierw jechać na
drugi koniec miasta, do pierwszego przystanku. Dopiero później jedzie w
stronę szkoły – pokiwałam powoli głową i uciszyłam się, widząc niezbyt
przyjazne spojrzenie jej brata. – Nick, Jack jest w domu?
-
Tak… Przyprowadziłaś obcą do nas? – powiedział nad wyraz opanowanym
głosem. Z tego, co kojarzyłam, to on był przeciwieństwem Adele i
wszędzie go było pełno – na pewno nie siedział w cieniu.
-
Ugryzła ją – mruknęła ze zbolałą miną, a Nick spojrzał się na mnie
badawczo i jakby ze współczuciem. Kiwnął na nas głową i się odwrócił,
idąc w stronę środkowego budynku. Otworzył drzwi wejściowe, które także
były przyozdobione elementami z drewna. Wydawały się dużo potężniejsze
niż te przy budynku, z którego wyszedł chłopak.
Weszliśmy do obszernego holu, w którym na środku stała mała ława,
przyozdobiona wazonem z kwiatami oraz świeczkami. Na jasnych ścianach
były powieszone obrazy przedstawiające las oraz sceny z polowań.
Naprzeciwko wejścia, z metr za stolikiem, znajdowały się drewniane
schody na górę oraz obok nich drzwi, pewnie prowadzące do piwnicy. Nick
nie zatrzymywał się, tylko poszedł dalej i skręcił w prawo, prosto do
salonu. Tutaj, po lewo znajdował się kominek, nad którym znajdował się
ogromny obraz przedstawiający pędzące przez las wilki. Zaraz obok stały
fotele i kanapa ustawione wokół ławy. Na ścianie po prawo było ogromne
okno, lekko przysłonięte, przez bordowe ciężkie zasłony.
-
Adele, Nick… Nie uprzedzaliście, że przyprowadzicie znajomą –
usłyszałam za sobą i odwróciłam się gwałtownie. Spojrzałam na mężczyznę,
koło czterdziestki, który patrzył się z ogromnym spokojem na nas. Miał
lekki zarost i gęste, ciemne włosy w lekkim nieładzie i trochę
przydługie. Jego opanowane brązowe oczy wyglądały tak, jakby mogły
przejrzeć duszę każdego człowieka. Był wysoki, około metra
dziewięćdziesięciu oraz bardzo muskularny. Nie chciałabym mieć w nim
wroga. Sprawiał wrażenie bardzo dobrego stratega, który zawsze ma
przemyślane każde działanie, jakie podejmuje.
-
Jack, to jest Emily… Ona potrzebuje naszej pomocy – powiedziała Adele,
zbliżając się do mężczyzny o krok. – Została ugryziona przez tamtą
wilczycę. Sama nie da rady przejść tego wszystkiego.
-
Czuję, Adele – mruknął i spojrzał mi się prosto w oczy. Po kręgosłupie
przeszły mi dreszcze. Miałam ochotę uciekać z tamtego miejsca jak
najszybciej. Przerażało mnie poczucie bezpieczeństwa, jakie tam
odczuwałam oraz to, że wszyscy się zachowywali, jakby znali jakiś
ogromny sekret, który dotyczył mnie. – Usiądźmy, a wszystko ci wyjaśnię,
Emily. Tylko musisz wysłuchać nas do końca, a dopiero potem podejmować
decyzję o tym, co dalej.
Pokiwałam głową i
dałam się zaprowadzić na jeden z foteli. Usiadłam, czując przyjemny
zapach starości – uwielbiałam takie miejsca, gdzie historia aż wołała,
żeby się nią zainteresować. Jednak teraz nie byłam w stanie się na niej
skupić. Za bardzo byłam zdezorientowana tym, co się wokół mnie działo.
-
Ostatnio mieliśmy problemy z nieproszonym gościem, którego niestety
spotkałaś. Nie powinno w ogóle do tego dojść, by cię ugryzła – mówił to
nad wyraz spokojnie, a dla mnie to były dosyć bolesne wspomnienia. W
końcu jakieś dzikie zwierzę zaatakowało moją osobę, gdy spacerowałam z
psem. – Czy wiesz czym było to zwierzę? Adele ci powiedziała? –
zaprzeczyłam ruchem głowy. Nie chciałam mu przerywać. Chciałam się jak
najszybciej wszystkiego dowiedzieć. – Od czasu ugryzienia nie możesz
spać, na początku, około tygodnia męczyła cię gorączka, a rana, mimo że
się bardzo szybko zrosła, zostawił po sobie ślad. Masz szarą cerę oraz
ogromne sińce pod oczami, które są wynikiem trucizny i braku snu.
Problemy z równowagą i zawroty głowy. Twój organizm odrzuca chemię –
chociażby kosmetyki, które nie chcą pozostać na twojej skórze. To
normalne, ponieważ przygotowujesz się do pierwszej przemiany. Zostaniesz
jedną z nas.
- Nadal nic z tego nie rozumiem… -
chciałam jeszcze coś dopowiedzieć, że nie rozumiałam co to była ta cała
przemiana, ale uciszył mnie podniesieniem ręki. Nick i Adele patrzyli
się na mnie ze współczuciem. Oni na pewno już wiedzieli, o co chodziło.
-
Zostaniesz jedną z nas, czyli zmiennokształtną. Będziesz w stanie
przyjmować postać wilka. Likantropia, inaczej wilkołactwo. Pewnie to
określenie jest ci najbliższe – parsknęłam śmiechem, słysząc te bzdury.
Najgorsze chyba było to, że ci ludzie w to wierzyli. Likantropia już
dawno została uznana za chorobę. Chciałam wstać, ale nie pozwoliła mi na
to Adele, przytrzymując mnie na fotelu.
-
Spójrz i uwierz – powiedziała spokojnie, wyciągając dłoń. Otworzyłam
usta ze zdziwienia, patrząc jak jej palce zaczynają się wyginać pod
dziwnym kątem, a paznokcie wydłużają się, tworząc grube pazury. Kciuk
zaczął odchodzić do tyłu, zmniejszając się, a ja dodatkowo usłyszałam
trzask łamanej kości. – Przepraszam już nie mogę.
Spojrzałam się na jej twarz, w momencie, gdzie długie kły zaczęły
się z powrotem zmniejszać, a cała dzikość zaczynała zanikać. Oparłam się
o fotel, uciekając jak najdalej w ten sposób od dziewczyny. Nie mogłam
zrozumieć tego, co się właśnie stało.
- To właśnie jest zmiennokształtność, a ty stajesz się jedną z nas, Emily.
|4|